Długi weekend przeminął w mgnieniu oka – tak mi się przynajmniej zdawało. Bardzo mi się przydała taka odskocznia od codzienności. Oczywiście cały ten czas spędziłam w ogrodzie. Już w środę wieczorem zawieźliśmy tam całe nasze stadko (psa, kota, 2 świnki i królika), a w czwartek rano – Krzyś i ja – dojechaliśmy na działkę rowerami.
.
Całe dnie pieliłam, grabiłam, kopałam i nawoziłam :) Wstawałam skoro świt i kiedy wszyscy jeszcze spali, wędrowałam sobie po polach i łąkach z aparatem i moją Dharmą. Ja robiłam zdjęcia, Dharma goniła za-nie-wiadomo-czym – obydwie byłyśmy wniebowzięte :)
Pogoda dopisała. Oczywiście wolne mogłoby trwać dłużej, ale i tak naładowałam wewnętrzne baterie… Mogę teraz dalej zmagać się z rzeczywistością :)
.
Our long weekend gone by… It was nice to get relax and forget about common problems. Of course all that time I spent in the garden. On Wednesday evening we ferried our animals (dog, cat, two guinea pigs and a dwarf rabbit), and next day we (my Krzysiek and me) went there by our bicycles.
.
I spent whole days weeding, raking, digging and fertilising soil. :) Everyday I woke up at dawn while everybody slept – I was walking on fields and meadows with my camera and my Dharma :) I took photos and Dharma ran noone-knows-what-for and we both were so happy! :)
The weather was great all the time and I feel like my inner batteries are loaded. Now I can struggle with reality :)