Jeśli życie bardzo Ci doskwiera, dziecko choruje, szefowa dręczy, pies zabrudził podłogę, a mąż stwierdza że nic dla niego nie znaczysz – jest na to jedna rada: jedź na craftowe spotkanie. Nic tak nie ukoi, jak robótki w gronie przyjaznych kobiet. Przynajmniej dla mnie to lek na całe zło.
Dlatego nie mogłam się doczekać wyjazdu na Dolnośląskie Letnie Warsztaty Craftowe we Wrocławiu. Udało mi się w ostatnim momencie załapać jeszcze na warsztaty Enczy, z czego byłam bardzo rada.
O samym spotkaniu będzie pewnie wszędzie pełno, a większość fotek powędruje via Facebook, tymczasem więc ja podzielę się radością z albumiku powstałego na warsztatach – chyba dzięki Enczy przełamałam swoja awersję do kosteczek dystansowych :)
Mój wyjazd na spotkanie był organizowany na wariackich papierach i na ostatni moment, wiec nawet nie miałam okazji wywołać zdjęć w wymaganych formacie i kolorach; capnęłam z domu plik fotek z Jasiowej sesji zdjęciowej i pracowałam z nimi.
Trzeba przyznać, że w tworzeniu okładki wydatnie uczestniczyła Encza, więc to mniej Miszelkowy album niż zazwyczaj. Tak czy owak – podoba mi się :)
A to czego nie zdążyłam dokończyć na spotkaniu, kończyłam w drodze powrotnej, w pociągu :) Oto dowody :)
A tu jeszcze raz albumik :)
If you’re depressed, husband left you, child is ill, your bos is mobbing you – there is only advice – go for a crafty meeting, sit in a circle of friendly girls and make some crafts. For me there is no relief as it, so I was so happy that I can go to a craft meeting in Wrocław.
Also I took part in Encza workshop and I made this lovely mini album. I have no time to prepare some special photos, so I’ve only grabbed a pile of photos taken by my son’s photo session and I used them – and the effect is so sweet :) And I finished my work during way back home – in the train.
I spent wonderful time this weekend!