Nad morzem / On the sea shore

Stale sobie wspominam mój króciutki, ale intensywny pobyt nad morzem. Było poszukiwanie rybackich łodzi  (odnalazły się w Kątach Rybackich – swoja droga jaka to urocza nazwa!)…

…przyglądanie się morskim stworkom…

…zbieranie skarbów wyrzuconych na brzeg…

…zabawy w piasku…

…i znalazła się nawet chwila na wymarzone szydełkowanie na plaży.

Zastanawiam się poważnie, czy nie uciec i osiąść w chatynce przy brzegu i zarabiać szyciem sieci tudzież zbieraniem bursztynów :D Wyobrażacie sobie sieci szydełkowane z kolorowej włóczki? :)

I’m stil thinking about my short trip to the seaside. I’ve searched for the fishermen’s boats (I finally found them in Kąty Rybackie), I admired sea creatures and looked for the treasures left on the beach, I drew on the wet sand and I even crocheted on the beach!
Now I think about living in small log cabin at the seashore and earning money by repairing net and gathering ambers :D Do you imagin nets crocheted with colourful yarn? :)

Kontakt / Contact

Uwielbiam takie spotkania – prawie jak z obcymi :)
5 rano, wychodzę z Dharmą na jej poranne siusiu. Na chodniku przed blokiem leży kawałek grubego patyka. Przy bliższych oględzinach patyk okazuje się być turkuciem podjadkiem. Przypominam, że znajdujemy się w środku ponad 500 tysięcznego miasta!
Turkuć stoi sobie spokojnie na chodniku, jedyne miejsce w pobliżu gdzie może „zejść pod ziemię” to spłachetek ziemi jakiś metr na półtora.

Odstawiam Dharmę do domu, i uzbrojona w aparat (a jakże) oraz słoik wracam po turkucia. Ze smutkiem podejmuję 2 trudne decyzje:

1. jednak nie będę go hodować i nie nazwę go Antoni (co za przykrość :/)
2. nie wypuszczę go do mojego ogródka (mimo że tam byłoby mu najlepiej), bo podżeranie moich lilii może wywołać między nami swego rodzaju napięcie :D

Ostatecznie po krótkiej sesji turkuć zostaje zapakowany w słoik i wyniesiony w bezpieczne miejsce…

…gdzie od razu postanawia zejść mi z oczu – wprost do podziemia…

…a ja po powrocie do domu zaczynam jednak żałować, że nie wypuściłam turkucia do ogródka.

Pal sześć lilie – ale ile z nas może pochwalić się własnym turkuciem o imieniu Antoni? :)

I jeszcze jedno. Jeśli widzieliście o 5 rano w osobę w przykusym, różowym szlafroczku, miotającą się po ulicy z aparatem i słoikiem – to nie okazujcie zdziwienia – to tylko ja :) (a tutaj garść informacji o turkuciu).

I love these kinds of meetings – maybe not with aliens, but almost  :)
5 in the morning, I go with Dharma for her morning pee. On the sidewalk in front of the block is a piece of thick stick. On closer inspection – stick turns out to be mole cricket! Remember, we are in the middle of the city over 500 thousand citizens!
Mole cricket is standing quietly on the sidewalk, the only place nearby where he can „go underground” it’s a piece of land with an area of ​​one meter per meter.

So I escorted Dharma to the house, and armed with a camera (of course!) and a jar I came back for an insect. Then, with sadness, I undertake two difficult decisions:
1. I will not grow him and won’t name him Anthony (what a pain :/)
2. I will not let him go into my garden (although there would be his best), because nibbling of my lilies can cause between us,let’s say, a kind of tension :D
Finally, after a short photo session mole cricket is packed in a jar and raised in a safe place… where he immediately decides to go out of my sight – straight to the underworld … and I’m back home but I begin to regret that I didn’t released him in the garden.

To hell with my lilies – but how many of us can boast its own mole cricket named Anthony? :)

And one more thing. If you’ve seen about 5 am on the street the person in skimpy pink housecoat with a camera and a jar – don’t panic, it’s just me :) (and main information about the mole cricket you can find here).

To niesamowite, że już 10 stycznia! Jeszcze przed chwila szykowałam się do Gwiazdki, ależ ten czas leci!
Koniec roku – jak zapewne i Wam – upłynął mi na refleksjach i podsumowaniach. Los nie był dla mnie zbyt łaskawy, ale wiele też udało mi się osiągnąć. 2011 był drugim rokiem mojej przygody z projektem 365. A tak się bałam że nie dam rady :) Tymczasem – znowu się udało :)
Byłam na krótkim kursie kroju i szycia, z uporem maniaka zdawałam egzamin na prawo jazdy – i wreszcie się udało :)

Dużo pracowałam, także i nad sobą. Zrealizowałam Projekt Motyl oraz dwie edycje Projektu Zeszyt.

Prowadziłam warsztaty i bawiłam się w dobra wróżkę. Dużo szyłam, sporo szydełkowałam. Razem z Cynką i UHK wzięłam udział w Festiwalu Przedmiotów Artystycznych.

Wymieniałam się na swapbocie, uczestniczyłam w życiu Ravelry. Mało odpoczywałam. Wiele się nauczyłam.

Pod koniec roku czekały dla mnie dwie niespodzianki. Spełniły się dwa moje marzenia.

Nowy Rok niesie nowe problemy i nadzieje. Jaki będzie dla mnie?

Zobaczymy :)
.
It’s incredible, that is 10th of January! The end of the previous year I spend on a reflection. Fate wasn’t good for me, but also I achieved some goals.I made 365 project second time. I finished sewing course. I tried to pass my license driving exam – and finally – I made it :) I worked so much, also I worked on my personal development. I realized Butterfly Project and two editions of Project Zeszyt. I was teaching at workshops and I pretended to be fairy. I sewn a lot and I crocheted a lot. With Cynka and UHK I took part at Art and Craft Festival. I swapped at Swap-bot, and I spent some time at Ravelry. I didn’t rested rather, but I learned a lot. At the end of the year I had two surprises. My two dreams come true. I became coordinator of UHK Gallery Team and designer at Polski Scrapuja portal :)
New Year will bring new problems and new hopes. And what year it would be for me? Lets see.