Zmiany

Ostatnie tygodnie i dni były dla mnie dość nerwowe i pełne refleksji. Tak czy owak zmieni się dziś moje życie. Będę jeszcze edytować tego posta dzisiaj.

Ogólnie mówiąc: dziś dowiem się, czy przechodzę do nowego działu (nowe wyzwania i obowiązki, nowi ludzie, ale bez moich przyjaciół), czy zostaję w dziale w którym pracowałam przez ostatni rok (z cudownymi ludźmi, ale z koniecznością pracy w godzinach nocnych od lipca). Tak czy owak- coś się kończy, coś się zaczyna. Zrobiłam z tej okazji trzy karty do Mini art journal challenge – nie mam możliwości dodania zdjęć w tej chwili, zrobię to jak tylko będę mogła.

Zrobiłam trzy karty: Remember when… , Changes i Right now. Te trzy tematy niesamowicie pasują do siebie i pasują do tego co dzieje się teraz w moim sercu. Z jednej strony – i tak źle i tak niedobrze, każda z możliwości niesie ze sobą pewne zmiany na gorsze. Z drugiej strony – z każdej w jakiś sposób się ucieszę, bo będzie miała swoje plusy. Tak czy inaczej – moje życie w jakiś sposób zmieni się o godzinie 10:45.

Tyle rozterek, wątpliwości. Sama nie wiem, którą opcją wybrałabym, gdybym miała taką możliwość. Wiem na pewno, że chciałabym, aby nie zmieniało się nic. Aby było tak, jak dotychczas. Miniony rok był najwspanialszym w moim dorosłym życiu. Dedykuję tego posta ludziom, z którymi praca przynosiła mi tyle radości w ciągu ostatnich miesięcy.

11:35 Aktualizacja.

A więc stało się. Rozpocznę nową pracę,  z nowymi ludźmi, przede mną ciekawe wyzwania, nowe obowiązki, może i nowe przyjaźnie. Nie będzie źle, tylko inaczej.  Cieszę się z możliwości poznania nowych rzeczy, ludzi, z rozszerzonego angielskiego na który będę chodzić. Żal mi tego co zostawiam i ludzi, którzy byli (i będą) ważną częścią mojego życia. Dziękuję Wam za wsparcie i te wszystkie cudowne chwile które razem spędziliśmy. Mam nadzieję, że wiele takich jeszcze przed nami. Strasznie mi smutno. Coś się kończy, coś się zaczyna. C’est la vie!

Mail art

Ostatnio trochę napięta u mnie atmosfera, tydzień od poczatku zapowiadał się gorący i nerwowy. Miłą odskocznią od smutnych wydarzeń i przemyśleń (o których następnym razem) była praca nad projektem, który zapowiadałam już wcześniej.

Kilka słów wstępu:

Podczas szperania w sieci znalazłam coś, co od razu przypadło mi do gustu. Uwielbiam niespodzianki. Uwielbiam pisać listy. Gdy oglądałam cuda publikowane w blogosferze – przyznaję, często myślałam o tym, że chciałabym je mieć. Fascynuje mnie możliwość nawiązania bliższego kontaktu z drugą osobą, możliwość dotknięcia tego, co oglądam na sieci. No i proszę, znalazłam! Po pierwsze mail art – czyli ozdabianie kopert czy paczek wysyłanych sobie nawzajem. Stają się samodzielnymi dziełami sztuki! Po drugie – wymiana. Z angielskiego „swap”. Są strony specjalizujące się w łączeniu ludzi wymieniających się różnymi handmade’ami, poza tym wiele osób publikuje swoje adresy by umożliwić innym wysłanie czegoś zrobionego przez siebie. Często są to ATC czyli artist trading card – małoformatowe prace takie jak w challengu Emily w którym biorę udział, czasem innego rodzaju stworzone własnoręcznie przedmioty. Oprócz tego dziewczęta przesyłają sobie gotowe, lub wykonane przez siebie tła, ozdoby czy bazy do scrapbookowych albumów. Znalezienie tego to był strzał w dziesiątkę!

Jeśli ktoś chciałby wziąć udział w tego rodzaju projekcie i pomóc mi w przeniesieniu go na polski grunt – dajcie znać! Bardzo chętnie wymienię się robótkami. Może one są jak szczęście i mnożą się, gdy się nimi dzielić? :) Spróbujmy!

Tymczasem – oto jest, moja pierwsza paczuszka. Nie jest dopracowana zewnętrznie (to paczka a nie koperta ;)) i niestety nie umywa sie do prac Luli (która ubiegła mnie ze swoim mailartowym postem ;), ale jej przygotowanie sprawiło mi niebotyczna wprost przyjemność, skłaniało do refleksji i odwracało uwagę od kłopotów.

paczka1.jpg paczka2.jpg

Dziś została nadana do Illinois w Stanach. Co znajduje się wewnątrz?

Zamiast listu przygotowałam dla Kiry albumik, nazwałam go „Bits and pieces of my life”. Zawiera kilka słów i zdjęć na temat bliskich mi miejsc, osób, zwierząt i rzeczy (aby go zrobić wybrałam się z aparatem na wycieczkę rowerową po Poznaniu). Oprócz tego uszyłam okładkę do scrapkowego albumiku, zapinana jest na rzepy, a w środku wszyłam już kartki – wszystko gotowe do wklejania i pisania :)

album.jpg

Dodatkowo w paczce znajdują się jeszcze dwie pary kolczyków – w ulubionym przez Kirę kolorze turkusowym (zdjęcia fatalne, bo robione późnym wieczorem, a kolczyki zapakowane w malutki, ozdobiony serduszkiem woreczek).

kolczykk.jpg kolczykk2.jpg

Do zestawu dorzuciłam jeszcze jedno z bardziej udanych zdjęć mojego autorstwa oraz kilka rzeczy, które przydadzą się do scrapbooku (vintage’owe koronki,guziki etc). Dziś nadałam paczkę. Pomyśleć tylko – przeleci nad oceanem, trafi w miejsca których ja najprawdopodobniej nigdy nie zobaczę. Ktoś na innym kontynencie będzie nosił zrobione przeze mnie kolczyki, ktoś zawrze własne przemyślenia między zrobionymi przeze mnie okładkami… Niesamowite…

Podczas wysyłania paczki spotkało mnie także coś niesamowitego: przemiła pani z okienka na poczcie najpierw próbowała tak nakleić znaczki, żeby nie zasłonić moich ozdóbek i zawijasków, a potem spojrzała na mnie porozumiewawczo i zapytała, czy w wolnych chwilach zajmuję się scrapbookingiem. :) Oniemiałam :) Dałam jej adres mojego bloga i mam wielką nadzieję, że zajrzy tutaj.

Dziewczyno z pocztowego okienka! Miło spotkać pokrewną duszę w kolejce na poczcie :) Odezwij się, jeśli tu zajrzysz. Pozdrawiam Cię serdecznie – to było przemiłe spotkanie :)

Pocztówka z wakacji :)

Przyszła równo z naszym powrotem z Łeby – ach, ta poczta ;)

Pocztówka z wakacji

„W Łebie cudownie, pogodę mamy piękną, zwiedzamy i chodzimy na długie spacery plażą. Bardzo spodobały mi się mewy, na dachu nad naszym pokojem kilka z nich wychowuje młode. Krzysztof spalił się na skwarek, kąpaliśmy się w morzu (zimna woda brrr! :)) Trudności z dojazdem, bo jeszcze nie ma sezonu (co nie wpłynęło ujemnie na ilość wycieczek, kolonii i niemieckich turystów w średnim wieku). Przywiozę sto kilo kamyków, wyrzuconych przez morze na ląd patyków i piasku, niestety bardzo mało muszelek. Byliśmy na wydmach, w skansenie wsi słowińskiej w Klukach, w latarni morskiej Stilo i wypłynęliśmy w rejs na otwarte morze! Objadam się naleśnikami i opijam piwem. Zastanawiam się czy nie osiąść nad morzem – mieszkałabym sobie w rybackiej chatce, łatała sieci i trudniła zbieractwem plażowym ;) a potem dobudowałabym do chatki kilka pokoików i przyjmowałabym letników :) Ewentualnie jeszcze mogę zostać wilkiem morskim :)

Żałuję że Was tu nie ma, całuję i pozdrawiam gorąco

-Michelle”

Urlop

…baaardzo długo oczekiwany :) Ostatni miałam jakieś 2 czy 3 lata temu – nie mogę się doliczyć :) Oczywiście wyjazd w tej chwili na wariackich papierach – wszystko chyba się sprzysięgło przeciwko mnie. Na dodatek padł nam w domu internet – jestem off-line i bardzo cierpię z tego powodu. Korzystam w tej chwili z uprzejmości Mamy, żeby napisać do Was kilka słów.

Dbajcie o siebie, sprawujcie się ładnie, przyślę Wam widokówkę znad morza :)

Szydełkownik

Zrobiłam go dla Mamy – wielokrotnie pożyczałam od Niej szydełka, które potem oczywiście ulegały zagubieniu. Jednym z prezentów na Dzień Matki był więc ten oto „szydełkownik” wraz z zawartością. Szydełkownik to taki schowek, w którym trzyma się szydełka :) W znacznej części uszyty na maszynie, jedynie detale dopracowałam ręcznie. Zawiązana dookoła guzika kokardka po rozwiązaniu pozwala na rozwinięcie szydełkownika – uzyskuje się dostęp do kieszonek, w których umieszcza się szydełka.

Szydełkownik

A tak na marginesie – ostatnio wciąga mnie scrapbooking cyfrowy, powyżej jedno z moich ostatnich dokonań. Oczywiście pomoc Krzyśka kilkakrotnie okazała się niezbędna, ale GIMP skrywa dla mnie coraz mniej tajemnic :)

Ciekawostka dla nie-Poznaniaków zaglądających czasem do mojego Schowka. Dziwne „coś” na zdjęciu to rura, tradycyjne, poznańskie ciastko, wypiekane z okazji różnorakich świąt. Wspomnienie z dzieciństwa – wychodzę z Mamą z kościoła, a przed nim stoi babuleńka z wielkim, wiklinowym koszem. W nim, na białej serwecie rumienią się i pachną stosy rur. Tak miło się je chrupało! Rury są strasznie twarde (można połamać sobie na nich zęby) i są jedną z kulinarnych osobliwości Poznania. Nie spotkałam ich w żadnym innym mieście i nie słyszałam, by gdzieś jeszcze się je robiło. O dziwo, nawet nie udało mi się w internecie znaleźć przepisu na nie. Jeśli w jakiś sposób uda mi się go odnaleźć, na pewno wypróbuję i opublikuję :)

Poznańska rura :)

Ostatnio na blogach na które zaglądam „zaroiło” się od truskawek. Dziewczyny narobiły mi apetytu, więc i u mnie dziś soczyście, czerwono i słodko. Truskawki z jogurtem naturalnym – pyyycha :)

Truskawki

Kolczyki Dominiki

Kolczyki dla Dominiki, która obchodziła ostatnio urodziny :) Bardzo miło mi się je robiło, a jeszcze milej wręczało :) Obecna właścicielka lubi kolor zielony, więc kolczyki są zieloniutkie…

kolczyki1.jpg

…a oprócz nich zrobiłam jeszcze kilka innych…

kolczyki2.jpg

Na razie moje zapędy biżuteryjne niestety zostały powstrzymane – skończyły mi się bigle, zaciski i szpilki :) Czekam na dostawę, a póki co – myślę o nadchodzącym urlopie.