Czy już pisałam, że uwielbiam jesień? Słoneczne dni, chmurne dni – także te deszczowe.
Did I mention that I love autumn? Sunny days, cloudy days – even that rainy days – I love them all.
Niewiele miałam czasu na przygotowania do mojego małego Halloween party ale udało mi się zrobić większość z tego, co sobie zaplanowałam. Niestety mój Krzysiek pojechał do domu na kilka dni – szkoda, że ominęła go taka zabawa…
Na początek – powitalny napis w formie girlandy z liter. Stado papierowych nietoperzy zawisło na sznurkach rozciągniętych pod sufitem.
Wszystkie meble zostały przykryte białymi prześcieradłami (jak na opuszczony dom przystało ). Zrobiłam też swoją własną mumię (ubranie wypełnione zgniecionymi gazetami i owinięte papierem toaletowym), a w wazonach stały bukiety z suchych gałęzi i jesiennych liści.
Nie mogło zabraknąć oczywiście jesiennych kompozycji i wydrążonych dyń.
Wydrążone od strony „ogonka” jabłka stanowiły świetne świeczniki – w niektórych także wycięłam straszne mordki.
Gdy przygotowywałam pokój na przyjęcie gości, w elektrycznym świetle dekoracje wyglądały sztucznie i widać było wszelkie niedoróbki. Gdy jednak zgasiłam światła i zapaliłam dziesiątki świec – efekt był niesamowity.
Na podłodze rozrzuciłam suche liście, stół nakryłam czarnym obrusem ;) a dekoracji dopełniły jesienne chryzantemy. Do picia na początku podałam sok pomidorowy, ze względu na krwisty kolor oczywiście :) Moje bułeczki z niespodzianką tym razem otrzymały dodatkową dekorację…
Przebrałam się za Czarną Wdowę, a że lubię gothic, nie miałam kłopotu z dobraniem niezbędnych fatałaszków.
Goście przybyli także przebrani i oczywiście przez dużą część imprezy zajmowaliśmy się przymierzaniem swoich peruk i gadżetów :)
Dharma świetnie się bawiła, dopóki tylko nie poprosiliśmy jej o pozowanie do zdjęcia.
Sprezentowałam gościom strrraszne przysmaki i wierszyk o Halloween, a w zamian dostałam takie piękne świeczniki.
.
I haven’t time to prepare my Halloween party, but I did it! My boyfriend went to his family for few days – what a pity that he couldn’t enjoy my party…
All decorations I made myself: paper bats, a mummy, carved pumpkins, apple candle holders, arrangments of flours, pumpkins and leaves. We disguised ourselves ( I was The Black Widow) and for the main part of party – we tried our hairpieces and gadgets. We drank tomato juice (you know it looks like blood) and I prepared my „rolls with surprise” (and decorated them as faces). I gave funny sweets and poems about Halloween to my guests and I received two candlesticks in shape of a pumpkins.
Aż trudno uwierzyć, że te zdjęcia zostały zrobione w Poznaniu! To w Antoninku znajdują się takie piękne miejsca. Złota polska jesień w pełnej krasie…
Dziś Halloween. Mówcie co chcecie, ale mnie podobają się anglosaskie tradycje związane z tym świętem. Bardzo chciałabym kiedyś spędzić ten dzień w Stanach lub Anglii. Zdecydowałam się na urządzenie małego „Halloween party” – życzcie mi powodzenia, bo miałam bardzo mało czasu na przygotowania… Mam jednak nadzieję, że goście będą zadowoleni. Relację zdam jutro :)
.
.
It’s hard to believe that these photos were taken in Poznań city! There is a part of Poznań called „Antoninek” and I took my photos there. When weather is sunny and warm in autumn we call this time „golden polish autumn”… So, you have it on my photos.
It’s a Halloween today… In my country we rather don’t celebrate this holiday, but I like it very much. I would like to spent some Halloween in United States ’cause I like american traditions relevant with this day.
Because I dream about Halloween I decided to make my own Halloween party. Wish me luck ’cause I don’t have much time to prepare everything… But I hope, that our guests will enjoy their time! I’ll describe everything tomorrow :)
Ponieważ jestem na diecie, naturalnie cały czas myślę tylko o jedzeniu :) Jest to także główny i ulubiony temat moich rozmów, a „co masz dzisiaj na obiad?” to najczęściej wypowiadane przeze mnie zdanie. No, może oprócz „jestem głodna” :) Ponieważ nie mogę jeść niektórych produktów, pozostało mi ich wspominanie. Wykopałam w komputerze zdjęcie upieczonych przez siebie mufinek. Ojej, aż mi ślinka cieknie!
.
Składniki:
* 375g mąki,
* 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
* odrobina soli,
* 115g brązowego cukru,
* 2 jajka,
* 250ml mleka,
* 125g stopionego masła,
* kubeczek malin
.
Sposób wykonania: (dziecinnie prosty nawet dla tekiego piekarniczego laika jak ja :)
Rozgrzewamy piekarnik – do 180 stopni. Wszystkie suche składniki mieszamy w jednej misce, wszystkie mokre (wraz z malinami) w drugiej. Wlewamy mokre do suchych i króciutko, niedbale mieszamy (grudki wskazane!). Przekładamy do lekko natłuszczonych foremek do 3/4 wysokości i pieczemy ok. 25 minut w 180 stopniach. Mam stary, niezbyt dobry piekarnik, więc u mnie pieczenie odbywa sie na oko – co zemściło się nieco bladymi babeczkami, ale były one i tak wspaniałe! Przepis znalazłam na blogu Na deser ale przerobiłam go nieco.
Z wilgotnym, nie za słodkim wnętrzem…
…i odrobiną bitej smietany smakowały wyśmienicie!
I’m on diet right now so, naturally, I’m still thinking about food. Eating is main and favorite subject of my conversations. „What do you have for dinner” – it’s most frequent question I ask. Oh, there is „I’m hungry” of course… I can’t eat some products, so I reminisce them. I found photo of my hand made muffins… Oh, they were delicious!
.
Ingredients:
* 375g flour
* 2 teaspoon baking powder
* pinch of salt
* 115g brown sugar
* 2 eggs
* 250ml milk
* 125g molten butter
* raspberries
.
Directions (very easy, even for layman as me)
Preheat the oven to 180 degrees C). All dry ingredients mix in one bowl, and all wet (with raspberries) in the other. Then mix it together, but do it shortly and gentle (clots are advisable!). Fill greased muffin cups 2/3 to 3/4 full. Bake in the preheated oven for 25 minutes .
I have very old and bad oven, so my muffins are pale, but they were extremely delicious!
Tak jakoś wyszło, że w ostatnich dniach nie miałam czasu i zaniedbałam mojego bloga… Na szczęście większość zaległości została nadrobiona i mogę nieco odetchnąć, chociaż wiele rzeczy znajduje się nadal na mojej liście „Do zrobienia. Rzeczywiście jest tak, że zbyt dużo biorę na siebie, a potem padam z nóg i nie mam chwili, by nieco odsapnąć.
.
Co robiłam gdy mnie nie było? Duuuuuużo rzeczy :) I dużo zdarzyło się w ostatnich dniach. Jedną z ciekawostek jest nagromadzenie „spotkań po latach”. Brzmi to zabawnie, ale rzeczywiście w ostatnim tygodniu w wirtualnej rzeczywistości „spotkałam” trzy osoby, których nie widziałam latami. Najpierw odezwał się wpisem na moim blogu mój kuzyn, potem dwie koleżanki: Ryba z czasów licealnych i Valentine. Świat jest rzeczywiście mały!
Z ciekawostek – od kilku dni jestem na diecie South Beach. Jest ciężko – jestem wegetarianką i teraz to już w ogóle NIC nie mogę jeść :)
W najbliższym czasie zdam relację z tego „gdzie byłam jak mnie nie było”, a na razie (jak zwykle) kolczyki.
.
After break.
In last days I hadn’t time at all and my blog was so neglected. I catch up with many things and finally I sigh of relief. That’s my problem, that I take too many duties and then I’m so tired and frustrated.
What I did? Maaaaany things :) Last week something nice happened. I’ve met (on internet) three persons after years of unseen! My cousin, and then two of my friends: Ryba (my friend from highschool) and Valentine. What a small world!
Latest news – I’m on South Beach Diet for few days. It’s hard for me, because I’m a vegetarian and now there’s hardly NOTHING I can eat…
In a few days I will show you what I did in time of blogging break, for now – as usually – my earrings.