Kot i migdałek / Cat and a flowering almond

Dziś postanowiłam uczcić Międzynarodowy Dzień Kota wykonaniem jeszcze jednego scrapa z Niną w roli głównej. Sięgnąwszy jednak do pudełka ze zdjęciami „do scrapowania” wyciągnęłam jako pierwszą kopertę opatrzoną wdzięczną etykietka Ogród. Wysunęła się z niej fotka, która sprawiła, że na kilka dobrych minut zapomniałam i o kocie i o rzeczywistości w ogóle.

Prunus triloba

Ostatecznie więc Nina dostała w prezencie puszkę, która zgodnie z regułami przysługuje jej tylko w weekendy, ja natomiast sprawiłam sobie kolejną stronę w moim ogrodowym albumie.


.

Today I wanted to celebrate International Cat Day with making new layout with my Nina photo. But when I tried to choose a photograph, from my box with „photos to scrap” other photo fell out from an envelope with „Garden” label. So for a few minute I forgot about cat and about reality at all.
Finally Nina get as a gift tin of her beloved food (which she normally received only at weekends), and I get next page in my garden album.

52Q-39

52Q – 39
Q – what brings me joy?
Najwięcej radości sprawiają mi najprostsze, drobne przyjemności. Mruczenie kota, światło lampy na stronach książki, rozkwitłe słoneczniki, skrzypienie mojego roweru, gdy jadę do pracy, słońce na twarzy, smak herbaty z miodem…i wiele innych. Zwykłe, proste, codzienne rzeczy. Nie trzeba wyjeżdżać daleko by przeżyć przygodę i odkrywać cuda. Trzeba tylko uważnie patrzeć i czuć :)

.

Paulo Coelho napisał kiedyś: „Rzeczy proste są najbardziej niezwykłe i tylko mędrcy potrafią je pojąć.”

Nie jestem mędrcem, ale staram się doceniać to co mam i ze wszystkich sił być wdzięczna.

52Q - 39

What brings me joy? Life simple pleasures. Purring cat, lamp’s light on book’s pages, flowers in bloom, funny sounds of my old bicycle when I go to work, sunshine on my face, taste of tea with honey… The most simpliest and common life’s pleasures.

Paulo Coelho wrote „It’s the simple things in life that are the most extraordinary; only wise men are able to understand them”. I’m not the wise man, but I cherish all those simple things.

P9290003

A jeśli przy tym jesteśmy to zobaczcie co ucieszyło mnie wczoraj, gdy wróciłam z pracy. Deszcz przestał padać i mogłam posadzić stokrotki, które dostałam w prezencie od Ani. A na grządkach, po deszczu, mokre szaleństwo :) Zakwitły nagietki – które kiedyś wykiełkowały w ciągu jednej nocy, ale potem lekko przyhamowały :) Kwitną słoneczniki – siejąc je na działce na grządkach, kilka nasion wrzuciłam do doniczek. Gdy założyliśmy ogródek, przesadziłam małe roślinki do ziemi – nie licząc zbytnio na pomyślny efekt tego zabiegu. A tu proszę, są większe ode mnie!

Hortensja która kwitnie w kącie ogródka, to mały krzaczek który kupiłam w okolicach Wielkanocy jako ozdobę świątecznego stołu. A zimowity kwitną tuż koło kwitnącego stale różanecznika :)

Nagietki - Marigolds Słoneczniki - Sunflowers

Hortensja - Hydrangea Zimowity - Colchicums

And if we talking about joy – look what brought me joy yesterday! Rain stopped and I’ve planted daisies – gift from Ania. Marigolds started to bloom – they sprouted in one night, although later they were rather lazy in growing :) Sunflowers are bigger than me – although I planted them very late, and replanted them from pots. Hydrangea is flourish – and I bough it during Easter, as decoration of a table :) And colchicums are blooming next to rhododendron, which is still blooming too :)

Ogrodowo / In garden style

Jak najchętniej spędzacie wolny czas? Bo ja co weekend przeżywam te same katusze: co wybrać? Czy jechać na działkę i oddawać się ogrodowym przyjemnościom? Orgiastycznie babrać się w ziemi, rankiem wędrować po polnych dróżkach, wieczorem siedzieć przy ognisku? Czy zostać w domu i robótkować? Napawać się widokiem papierów, fakturą materiału, malować, scrapować i szyć?
Książki towarzyszą mi bez względu na miejsce, ale – co tu wybrać? Jechać, zostać?
Wiosną, latem i jesienią przeważnie jadę. Jeśli leje lub sypie śnieg – to jasne, zostaję (no chyba że trzeba zrobić coś ważnego – powiesić jedzenie dla sikorek czy coś takiego). Między listopadem a lutym – przeważnie siedzę w domu :)
W zeszły weekend znowu miałam zagwozdkę. Wena ostatnio mnie nie opuszcza i ciągnie mnie do Dziupli (czyli mojego craftowego pokoiku), ale zza okna wiatr znad pól wzywa i kusi, a ostatnie słoneczne dni naprawdę trzeba wykorzystać…
A jesień jest tak bogata… W ogrodzie trwa nadal szał kwitnienia, moje ukochane aksamitki, nazywane turkami po porostu wybuchają kolorami. Jako dziecko nie cierpiałam ich dziwnego zapachu, a teraz po prostu go uwielbiam. Zimowity kwitną późno w tym roku, co według mojej Mamy i mnie wróży późną zimę. Zobaczymy, czy to się sprawdzi.

P9130058 P9130075

Z kolei grządka warzywna z daleka wyglądała, jakby opanowało ją stado krasnoludków w czerwonych czapeczkach. A to pomidory czerwieniły się w słońcu. Nawet dochowałam się własnych cukinii :)

P9130063 P9130066

Naprawdę nie ma nic lepszego niż smak leczo zrobionego z warzyw z własnej grządki :) A w tym roku pomidorów starczyło nawet na kilka słoiczków przecieru. Taka pomidorówka zimą, pomyślcie tylko :)

P9130126

Oczywiście jesienny wypad do ogródka nie może się obejść bez spaceru po lesie. Co prawda grzybobranie nie za bardzo się udało, bo grzyby jadalne odmówiły współpracy :) znaleźliśmy tylko 5 (słownie: pięć! podgrzybków).  Ale za to innych cudeniek znaleźć można bez liku.

P9130080

P9130089 P9130107

Moja Dharma szaleje wśród drzew i próbuje ostatnio tarzać się w czymś ohydnym, a ja z aparatem i koszykiem poluję na znaleziska :) Taki ze mnie grzybiarz od siedmiu boleści, bo w moim koszu miejsce z jadalnymi grzybami dzielą – interesująca kępka mchu, szyszka, patyk o ciekawym kształcie, liście paproci, orzeszki bukowe, jakiś kamień, kawałek kory i oczywiście – muchomory i inne ciekawe grzyby. No po prostu nei mogę się oprzeć, żeby nie zbierać i suszyć tych co piękniejszych. Te kolory! Te kształty! Jako młody przyrodnik próbowałam nawet konserwować je w formalinie, w słoiczkach – wyglądały grzybki w occie :) Ale spokojnie, jadalne też zbieram :)

P9200001

.
How do you spend your spare time? Because I have always the same problem – should I stay, or should I go? Should I stay at home, to craft whole day in Dziupla (my crafty room), to scrapbook, sew and decoupage? Or should I go to the countryside, to my family’s garden, just to dig and rake all day, walk at the dawn with my dog on the meadows, and in the evenings sit by the campfire? What to choose? When weather is ugly – I rather stay. When it’s a spring, summer and autumn – I rather go. Last weekend I also had a problem – my mojo is still with me, so I wanted to stay and craft, but weather was so amazing, that I decided to go :) I spent a beautiful day – admiring last flowers in the garden, picking wegetables which I grown and walking in the forest, searching for edible mushrooms. There was many mushrooms, but this edible we’ve found only 5 :)

Sekret / The secret

Dziś zdradzę Wam sekret. Początkowo chciałam opowiedzieć tę historię gdy najważniejsze rzeczy zostaną skończone. Ponieważ jednak ma to jeszcze potrwać, nie będę już czekać, tylko podzielę się z Wami swoją radością.

A więc oto mój sekret. Mam ogród. Ogródek właściwie, spłachetek ziemi niewiele większy od chusteczki do nosa :) ale własny, tu, w Poznaniu :)

Wszystko zaczęło się pewnego wiosennego dnia ponad rok temu. Już blisko rok szukaliśmy mieszkania, a tego dnia, jak co dzień, Krzysiek przesłał mi maila z linkami do ogłoszeń sprzedaży mieszkań. Sprawdziłam wszystkie, odrzuciłam część, a jedno z ogłoszeń szczególnie przyciągnęło moją uwagę. Kiedy wypytałam o wszystko, byłam już prawie pewna. Pamiętam, jak zadzwoniłam do Krzyśka : „Kochanie, dziś po pracy jedziemy oglądać nasze mieszkanie” :)

Po obejrzeniu mieszkania, decyzja zapadła w jakieś 1,2 sekundy :) Gdy rozstaliśmy się z agentką nieruchomości nastąpiła gorączkowa wymiana zdań, oszacowanie możliwości i kilka minut później złożyliśmy ofertę kupna.

Mieszkanko podbiło nasze serca – tym, co nas zauroczyło, były dwa balkony, a głównie – ogródek. Dla mnie, wychowanej w kamienicy na Jeżycach, całe życie marzącej o wsi i ogrodzie – to nie lada gratka!

Kupiliśmy mieszkanie w maju, na przełomie czerwca i lipca zaczęliśmy prace wykończeniowe (które nieomalże wykończyły nas ;), w ostatnim tygodniu sierpnia wprowadziliśmy się, choć pozostało jeszcze wiele pracy. Cały czas były więc inne potrzeby i wydatki – a to malowanie, a to kupno szafy – tak więc ziemia leżała sobie odłogiem, że się tak wyrażę (nie patrzcie na mnie, ja MOGŁABYM mieszkać bez stołu, za to z zadbanymi grządkami ;).

Wreszcie, po prawie roku, coś się zaczęło dziać. Najpierw pojawili się panowie, którzy wytyczyli nasz ogródek…

W ogrodzie - In the garden

…i postawili płot. Ta rozmazana smuga to szalejąca ze szczęścia Dharma :)

W ogrodzie - In the garden

Jakiś czas później – płot został przez nas starannie zaimpregnowany.

W ogrodzie - In the garden

Żeby nie było nieporozumień: posiadanie płotku w kolorze palisander, nie było moim wyborem, a postanowieniem wspólnoty. Znacie mnie, gdybym miała coś do powiedzenia, postawiłabym tu wiejski, sztachetowy płot – i najlepiej żeby od razu był zmurszały ;) Ale i na tym będę  suszyć gliniane garnki, tego możecie być pewne :)

Na początku lipca – kupiliśmy rośliny – głównie drzewa, krzewy i byliny…

W ogrodzie - In the garden

…a sami, z wielką pomocą mojej Mamy – zabraliśmy się do pielenia, wytyczania grządek, kopania, wybierania korzeni chwastów z ziemi, spulchniania jej, grabienia,  nawożenia – i wreszcie – sadzenia.

W ogrodzie - In the garden

Teraz ogródek żyje już własnym, barwnym i pachnącym życiem. Jest maleńki, ale jest w nim część dla roślin cieniolubnych i skrawek wrzosowiska, jest rabata w czerwieniach i grządka w żółciach, jest kępa ziół i roślin „z ogródka babuni” i jest miejsce w którym stanie pergola obrośnięta różami, wiciokrzewem i powojnikami. Ogródek ma w sobie coś magicznego, bo mimo fatalnej ziemi (pełnej gruzu, dziwnych pozostałości „po budowie”  i składającej się głównie ze żwiru), wszystko rośnie w nim jak na drożdżach. Lawenda kwitnie nieprzerwanie od momentu posadzenia. Różanecznik nie chce przestać kwitnąć, mimo, że to już wrzesień. Kerria dzielnie mu towarzyszy i  nadal jest obsypana kwiatami, a nagietki wykiełkowały w ciągu jednej nocy!

Różanecznik - Rhododendron Kerria

Budleja i barbula dzielnie wabią motyle – całe ich gromady uganiają się nad kwiatami w słońcu.

P9060011

Ogródek ma już nawet stałych mieszkańców (poza dżdżownicami, które przywożę z kompostu w rodzinnym ogrodzie na wsi :). Ten jegomość na przykład zamieszkał między choinką a płotem – nazwaliśmy go Barnaba :)

Pająk - Spider

.

Today I reveal you the secret. I wanted to wait until everything will be ready, but it looks that it will last until October the 15, so… My secret is: I have a garden. Very small garden, but only mine, here in Poznań.

Everything started some spring day over year ago. It was almost a year, while we were looking for new flat. This day, as usually, my Krzysiek sent me an e-mail with links to advertisements. I’ve checked them and made few phonecalls to ask for details. One advertisement was special – after conversation with a seller, I was quite sure. So I phoned xis, and said: „Honey, today we’re going to see OUR flat”. And we did. We saw three flats, but the first one was THAT one. We decided in… 1,2 seconds. After febrile conversation with each other, we called agent and oferred to buy. This flat enchanted us, because it has two balconies and mainly – it has small garden.

We bought it at May, at last week of June we started to finish it off and we moved in at last week of August.

Of course there was still something more important to buy and to do, and my ground waited for attention. Finally – something started. Firstly – nice men came and demarcated our small garden. Then – they raised a fence :) Some time later – we painted it. Of course, as you know, I prefere country style old fences, but it’s our community’s decision, that we all have to have fences of the same size and in palisander colour. On the photo you can see my Dharma – she was very happy of having so much space ;) At July we’ve bought plants – mainly small trees, bushes and perennials, and we’ve started to weed, trace flowerbeds, dig, eradicate weed’s roots from soil, rake and plant everything. Now my small garden is vivid, full of flowers and small creatures. This spider is living behind the tree, and we named him Barnaba :)

Szczypta wiosny / A pinch of spring

Na wszelkie smutki najlepszy jest wypad na działkę – to pewne :) Wszystkie drzewa owocowe kwitną jak szalone…

Kwiat jabłoni - Apple tree flower

…moje pierwiosnki obsypane kwiatami…

Pierwsiosnki - Primula

…a najbardziej jestem dumna z tego fiołka motylkowego – to odmiana Freckles. Czytałam o niej kiedyś w „Moim pięĸnym ogrodzie”, a potem udało mi się upolować ją na Allegro. Teraz przepięknie się rozrasta.

Viola sororia 'Freckless'

To be in the garden is a greatest medicine for all sorrows. Apple trees are in bloom, my primroses are covered with flowers, and I’m especially proud of my Viola sororia var. Freckles. I’ve read about this plant in „My beautiful Garden” magazine, and then I bought it on our e-auctions on Allegro. Now it is growing and looks beautiful !

Ogród na kółkach / Garden on wheels

Jak wielu diabłów zmieści się na główce od szpilki? Tego nie wiem.
A jak wiele kwiatów zmieści się na jednym damskim, holenderskim rowerze?

Ogród na kółkach - Garden on wheels

Spieszę z odpowiedzią.
Jedna róża pnąca, 2 fuksje, 2 chryzantemy, wrzos, hebe, dąbrówka, żurawka, aster nowobelgijski i francuska lawenda.
Jechało się niewygodnie (fuksje musiałam trzymać w ręce), za to mój rower przeistoczył się na chwilę w ogródek na kółkach. Robił wrażenie :)

Ogród na kółkach - Garden on wheels

How many devils can dance on the head of a pin? I don’t know.
And how many flowers you can put on one Holland bike?
I can say :) One climbing rose, 2 fuchsias, 2 chrysanthemums, one heather, one hebe, one carpet bugle, one New York Aster and one French Lavender.
It wasn’t easy to ride (I had to hold fuchsias in my hand), but my bike turned into a garden on wheels. It was impressive :)