O urodzinach, Czaczu i skrzyni na ziemniaki / About birthday, Czacz and crate for potatoes

Teoretycznie w moim wieku nie powinno się już świętować upływu czasu, ale nadal lubię ten szczególny dzień obchodzić w wyjątkowy sposób. W tym roku był i torcik z płonącą racą zamiast świeczki, przyniesiony przez przyjaciół, i urodzinowa herbatka, i obiad w ulubionej restauracji. Jednak clou programu była wycieczka do Czacza.
Uwielbiam to miejsce. Mogłabym godzinami włóczyć się wśród baraków, stodół i obórek zastawionych meblami, gratami, starociami i Bóg wie czym jeszcze.
Tym razem nastawiłam się na drobnicę, więc starałam się nie zwracać uwagi na małżeńskie łoża, trzydrzwiowe szafy i drewniane kredensy. Zwalczyłam też silną potrzebę nabycia gotyckiego wózeczka (mogłabym trzymać w nim kwiaty!) i sekretarzyka z 1937 roku.

Czacz Czacz

Było ciężko, ale oparłam się pokusie kupna starej radiostacji z uroczą słuchawką i czarnych skrzypiec, oraz urządzenia, które nie wiem do czego służy, ale kojarzy mi się z zamorskimi podróżami, morzem i słowem „sekstans” :)

Czacz Czacz
Czacz

Odwiedziono mnie również od zakupu szkandeli i staroświeckiego zestawu do mycia. Postanowiłam też, że potrafię obejść się bez kompletu siatek na włosy (chociaż teraz żałuję, bo miały śliczne opakowania!).


Czacz Czacz
Czacz

Tylko chwilę zastanawiałam się nad stareńką maszyną do pisania, a komplet zdjęć sprzed wielu, wielu lat wzbudzał jednak zbyt wielkie emocje, więc darowałam sobie jego zakup :)

Czacz Czacz

Nabyłam za to maleńką, vintage’ową walizeczkę.

Cuda z Czacza

No dobrze, już dobrze – nie tylko walizeczkę. Oczywiście nie mogłabym się oprzeć i w obliczu tylu cudeniek nie kupić stosu innych rzeczy :) Wzbudzając ogólne zainteresowanie ubłagałam zdezorientowanego sprzedawcę, aby mi sprzedał drewnianą skrzynkę, o której Krzysiek twierdzi że jest na kartofle (skrzynka) i oszalałam całkiem (ja). Kupiłam też kilka innych cudowności. Walizeczka będzie na przydasie, błękitny dzbanuszek – na herbatę, w niebieskim kubku będę pić mleko, w słojach – trzymać różne_ważne_rzeczy, a donice wylądowały już na balkonie. Do czego mi skrzynka – to już wkrótce. Aha, za okazyjną cenę nabyłam również pudełko po cygarach i drewniane pudełeczko z figurami szachowymi. No chyba mi nikt nie powie, że to się nie przyda ;)

Cuda z Czacza

.

Probably it’s not proper to celebrate birthdays in my age – it’s not happy thing that time goes by, but I like to spend this special day in unique way. This year there was cake with firework instead of candles, and tea with friends, and dinner in favourite restaurant, but clou was trip to Czacz. Czacz is uncommon village, which is a flea market. Generally whole village is selling used and antique stuff. This time I wanted to buy some small things, so I tried not to look at huge beds, three doors wardrobe and wooden cupboards. I didnt buy those fantastic things you can see on the photos: strange pram, bureau from 1937, black violin,old radiostation with funny receiver, bedwarmer, porcelain washing set, old typewriter, vintage photos and net for hair. I’ve bought beautiful, small vintage suitcase, and also – other great things – kettle and flower pots, glass jars and lovely blue mug. Also I’ve found this great crate – my fiance claims that it’s for potatoes – I have an idea how I’ll use it :)

.

Dzień był uroczy, a  żeby wyzwaniu stała się zadość – jeszcze na szybko scrap z Niną w roli głównej.

Panienka z okienka

.

Sztuka codziennie

Whole day was great, and at last – small scrap with my cat Nina – for Art everyday challenge.

Dobre nowiny / Good news

Dziękuję za wszystkie przemiłe maile i komentarze – już lepiej się czuję, choróbsko mija. Na razie jestem jeszcze na ścisłej diecie, więc nocą śnią mi się blachy pełne mufinek, smażona cebulka, śmietanowe sosy i makaronowe zapiekanki :)

Dziś scrapek, który powstał na rzucone przez Drychę wyzwanie Zma(ł)puj to! Tym razem mapką według której należało wykonać scrapa była… reklama kociego jedzenia. Z czterech możliwości wybrałam tę:

A że z kotami (i ich jedzeniem przy okazji) jestem za pan brat, praca powstała dość szybko. Na zdjęciu ja, w sielsko-anielskich czasach wczesnego dzieciństwa – tak jakoś ostatnio wzięło mnie na stare fotki.

To były piękne dni

To były piękne dni To były piękne dni

Przy okazji radosna – szczególnie dla mnie ;) – nowina. Tą praca zadebiutowałam w gronie dziewcząt z Craft Imaginarium – trzymajcie za mnie kciuki :)

I druga szczęśliwa wiadomość – otrzymana zresztą w tym samym dniu – pamiętacie albumik ciążowy jaki zrobiłam dla mojej przyjaciółki Ani? Został wybrany Inspiracją Miesiąca na Scrapińcowym blogu :) (kliknijcie w obrazek by poznać szczegóły):

.
Thanks for all your kind comments and e-mail! I’m getting better, but I’m on severe diet now, so I’m dreaming about muffins, fried onion, cream sauces and pasta :)

Today scrap for a Drycha’s challenge Zma(ł)puj to! It’s me on this old photo, and the text is „Those were the beatiful days”.
First good news is – this project was my debut as a part of Craft Imaginarium’s team – wish me luck and keep your fingers crossed for me!
Second news – which I received the same day – my scrapbooking pregnancy album made for my friend Ania – was chosen Inspiration of The Month for March. It’s great, yay!

Craftshow

… czyli targi rękodzieła połączone z warsztatami, które odbyły się w Krakowie. Tym razem nie miałam okazji pozwiedzać, tylko krótki spacer…

Kraków

… na którym najbardziej zauroczył mnie postój dla dorożek :) Od razu przyszła mi na myśl „zaczarowana dorożka, zaczarowany dorożkarz, zaczarowany koń”.

Kraków

Więcej czasu spędziłam za to w otoczeniu które przyspieszy tętno każdej scraperki. Czego tam nie było! Sterty papierów i stosy drewnianych stempli…

Craftshow Craftshow

…tasiemki, pomponiki i wstążki we wszystkich kolorach tęczy…

Craftshow Craftshow

…bradsy i nity, preparaty i bazy – istne scrapowe Eldorado.

Craftshow Craftshow

I ja tam byłam, miód i wino… nieee :) po prostu całkiem się spłukałam na te cudeńka :) Przywiozłam do domu spory zapas przydasi, wymarzone glimmer misty i kolejne tusze alkoholowe.

Craftshow

Już nie mogę się doczekać, kiedy je wszystkie wypróbuję :)
.
Craftshow was organized in Kraków, it was craft fair with workshops. Unfortunately I hadn’t time for sightseeing, I was only on a walk in the Old Town, where I saw this lovely sign, saying „horse hackney stop” – it reminded me lovely poem of Polish poet Gałczyński, about magic hackney.

More time I spent on craftshow, with those stuff, which makes my heart beats faster. Papers, ribbons in all colours, brads, eyelets, album base, stamps and other thing. Real scrapbooking Eldorado :) I spent all my money, and I have now glimmer mists and new alcohol inks, and all those great things!
I just can’t wait to use them all!

Cudowny weekend / Wonderful weekend

…spędzony w najwspanialszym miejscu pod słońcem – u mojej przyjaciółki Ani. Podziwiałyśmy szydełkowe robótki, które niedługo staną się kocykiem dla nowo urodzonej istotki…

Granny squares

…pracowałyśmy w ogródku (dzidziuś w brzuchu jest już spory, więc Ania nadzorowała prace, a ja wyżywałam się ogrodniczo),

Ogrodnicze narzędzia Wiosenna grządka

…podziwiałyśmy świat z daleka…

Widok na Osieczną Pałac w Drzeczkowie

…i z bardzo bliska…

Porost

…robiłyśmy bukieciki z fiołków pachnących jak cukierki…

Fiołki

…a także próbowałyśmy wykopać kaczeńce. No dobra, tylko ja próbowałam. Tak, tak, nie wyszło, a buty i skarpetki trzeba było suszyć na piecu :)

Kaczeńce

Wieczorem siedziałyśmy przy ognisku i piekłyśmy ziemniaki przy akompaniamencie szpaczych śpiewów. Jeden ze szpaków,które gniazdują na Aniowym podwórku naśladował udatnie gdakanie kury podczas składania jaj. Niesamowite wrażenie, gdy człowiek siedzi przy ognisku, a jakieś 3 metry nad nim rozlega się zaaferowane gdakanie :)

Wieczór

Wycieczkę zakończyłyśmy sesją zdjęciową w ruinach.

Ruiny

Nowe życie na ruinach

I co jeszcze robiłam? Słuchałam bicia maleńkiego, jeszcze nie narodzonego serduszka i widziałam jak dzidziuś kopie. Oglądałam maleńkie ubranka, ze skarpetkami długości kciuka i czapeczkami wielkości mojej pięści. Przyglądałam się pracującym pszczołom, wracającym do uli. Wysypiałam się za wszystkie czasy.

I ogólnie – cieszyłam się życiem :) „What a wonderful world…”
.
Wonderful weekend I spent at my best friend Ania. She will be Mom soon, so we were watching how baby in her stomach móving and we listen how tiny heart is beating :) We watched crocheted squares, which will become baby’s blanket, then I helped in garden (Ann’stomach is sobig that she couldn’t work as well), we watched world from the distand and in a zoom, I tried to dig out Kingcups which grew by the broom (I didnt’t make it. Shoes and socks had to dry on a masonry stove :) At evening we sat by the campfire and talk. One of European Starlings which nest on Ania’s backyard learn to imitate hen’s sound. It was incredible – to sit by the fire with sound of hen laying eggs – somewhere 3 meters high!
Then we took photos in ruins – it was great session!
What else? I heard how tiny baby’s heart is beating. I watched it kicks. I watched small clothes with socks in size of thumb and caps in size of fist. I observed bees flying by the bee-hive. And generally – I enjoyed life. „What a wonderful world”

Spotkanie / Meeting

Miało być jeszcze o spotkaniu, na którym Guriana wylosowała mój tyci ogródek.

Spotykamy się co miesiąc mniej więcej – grupa babeczek które połączyła wspólna pasja. Organizujemy sobie warsztaty, uczymy nawzajem nowych technik, czasem – ograniczamy się do ploteczek przy herbacie. Zawsze jest przemiło. Przebieramy w swoich stemplach, podziwiamy papiery i przydasie, oglądamy swoje prace. Tym razem gościłyśmy w progach Cynkowego poletka.

Czas nie sprzyjał żartom i śmiechom, więc po tradycyjnym przeglądzie craftowych różności spędziłyśmy leniwy wieczór w cieple Cynkowego kominka i Cynkowego serduszka. Zawsze organizujemy sobie robótkową wymiankę – tym razem temat był bardzo ogólny – kwiatek. Ja zrobiłam tyci ogródek. Wylosowałam natomiast piękne kolczyki autorstwa Decomani – popatrzcie tylko na te cuda!

Cynka jak zwykle przyjęła nas po królewsku i obdarowała ślicznościami. Każda z nas dostała piękny, kwiatkowy obrazek i coś jeszcze dodatkowo – mnie trafiła się ręcznie malowana miseczka.

Takie spotkania to niesamowita dawka inspiracji i pozytywnej energii. Wymiana doświadczeń, wspólna nauka, nowe pomysły – a do tego ciepło i ta szczególna aura kobiecości.
Nieodmiennie kojarzy mi się to z darciem pierza, czy innym dawnym sposobem na bycie nas kobiet bliżej siebie.

Już nie mogę doczekać się kolejnego spotkania!
.
I had to wrote about meeting, when Guriana received my tiny garden. We are organizing our craft meetings once a month – group of ladies on common ground. Sometimes we are organizing workshops, sometimes we are only chating with tea. Always we are spending great time. We are admiring our works, watching stamps and papers, discussing new projects. This time we were at Cynka’s home. It wasn’t proper time for jokes and laugh, so after watching scrap supplies we sat by the fireplace and talk. Everytime we organize craft swap, and this time prompt was rather general – flower. I made my tiny garden which was received by Guriana, and I received those great earrings, made by Decomania.
Also we received gifts from Cynka – pictures with flowers and something else – I received this sweet hand painted small bowl.

Those meetings are great – it’s unbelievable dose of inspiration and positive energy. New ideas, new technique, this warmth of womanhood.
For me it’s like our grand-grand-mothers’ meeting, on couuntryside, when they tore feathers for feather bed.

I just can’t wait until next meeting!

I jeszcze o wiośnie / Another time about spring

Wczoraj pisałam o wiośnie i przy okazji przypomniała mi się Pollyanna i jej gra, która naprawdę ułatwia mi życie. Nagły powrót zimy? Za to jak pięknie wyglądają oszronione gałęzie! Pada? Rośliny będą rosły jak na drożdżach! Mróz? Dobrze, że nie globalne ocieplenie! Przymrozek? W marcu jak w garncu, wreszcie prawdziwa polska wiosna :)

Tak sobie tłumaczę i pogoda nie jest w stanie wyprowadzić mnie z równowagi :) Kiedy Ania przychodzi do mnie i marudzi – „Miśka, obiecaj że będzie już wiosna!” z niezachwianą pewnością potwierdzam, że – już jest :)

Zresztą, nie lubię, gdy nagle w ciągu 2 dni temperatura skacze do góry, tulipany przekwitają w jeden dzień i w zasadzie od razu jest lato. Lubię, gdy wiosna kaprysi, zwodzi nas, każe na siebie czekać a potem rozwija powoli skrzydła i każdy z kolejnych dni przynosi nowe małe cuda.

A kiedy bardzo już za nią tęsknię – planuję nasadzenia, oglądam ogrodnicze katalogi, przekładam paczuszki z nasionami, a wieczorami opowiadam psu na dobranoc bajki o zielonych dniach i granatowych nocach, szumie gałęzi nad głową i traw pod stopami. I oczywiście – obrabiam wiosenne fotki.

.
Yesterday I wrote about spring and it reminded me Pollyanna and her game, which makes life easier. Unexpected return of winter? How beautiful frosted twigs look like! It rains? Plants will grow quiskly! It’s cold outside? It’s better than global warming! Frost? At last it’s real polish prevernal!

So weather can’t unhinge me. When Ania comes and grumbles „Miśka, promise me that spring will come!” I answer with unshaken certainty – she is here :)

Anyway, I don’t like when suddenly in two days temperature rises and tulips fades in 1 day. I love when spring is  capricious and we have to wait and then shesurprises us with small miracles day by day.

And when I just can’t wait for spring to come, I’m  planning what to plant in the garden, I’m  looking over garden magazines and seeds paper bags, and at evening I’m telling my dog a stories about green days and blue nights, rustlings of twigs over our heads and grass under our feet.  An of course – I’m making my scrapbooking vernal layouts.