Maluszek…

ma na imię Bruno i od miesiąca jest radością swojej mamy, a mojej koleżanki Bogny :) Tutaj ściska mój palec swoją słodką łapką…

bruno4.jpg

A tutaj wynik otrzymanego pozwolenia na potrzymanie  dzidziusia :)

bruno2.jpg

Przyznaję od razu, nie mogłam się od Niego odkleić :) Te paluszki, te stópki… Rozczuliłam się :)

bruno1.jpg bruno3.jpg

Na dodatek – jeszcze pod nogami plątało sie takie cudo – urocza kotka o oryginalnym imieniu Bohun. Jednym słowem – sama radość!

bohun.jpg

Dharma i ja – to już rok!

Nie obchodzilismy hucznie tego wydarzenia dokładnie w jego rocznicę, postanowiłam zrobić to później :) Tak więc kilka dni temu odbyła sie niewielka impreza z tej okazji: to już rok, od kiedy Dharma jest z nami!

dharma.jpg

Szanowna jubilatka nie wyrażała tym zdarzeniem zbytniego zainteresowania, dopóki nie zobaczyła wielkiej puszki z pysznym jedzonkiem, którą dostała w prezencie.

Oczywiście, jak to ona, na zdjęciu zaprezentowała swoja minę p.t.: „schronisko nr 5”, czyli „jestem małym biedny pieskiem, nikt mnie nie kocha… „. Usiłowała zjeść czapeczkę którą założyłam jej tylko do zdjęcia, po czym wreszcie rozczmuchała się nad miską jedzenia i przy dokarmianiu psimi łakociami – jak szaleć to szaleć, pierwsza rocznica zdarza się tylko raz!

.

Dokładnie 29 lipca 2006 roku, wyszliśmy ze schroniska z małym, brudnym oszalałym ze szczęścia stworkiem :)

dharmaarr.jpg

Prowadziłam ją wtedy na smyczy dla królika, a jego szelki służyły jej za obróżkę :) Mimo, że to dość daleko, wracaliśmy do domu pieszo – to był nasz pierwszy wspólny spacer. Po drodze poszliśmy do sklepu i kupiliśmy część psiej wyprawki. Natychmiast po powrocie do domu Dharma została zapakowana do wanny i wykąpana w eksluzywnym psim szamponie, a potem nakarmiona, wygłaskana i wycałowana.

Dziś Dharma jest małym, nadal oszalałym stworkiem, z tym że rzadziej jest brudna ;) Jeździ ze mną pociągiem na działkę i uwielbia w tym czasie patrzeć sobie przez okno – oczywiście w chwilach, gdy nie próbuje jednocześnie przejść do innego przedziału, zjeść zawartości kosza do śmieci i zaczepić wszystkich pasażerów :)

dhapociag.jpg

Uwielbia długie włóczęgi po lasach i polach…

dharmalas.jpg

…więc często wędrujemy polnymi drogami i bezdrożami, ja z koszykiem na malownicze „zielsko” i „badyle”, Dharma – z szalonym entuzjazmem. Wygląda potem… ech, szkoda słów…

dharmabrud.jpg

Jest wesołym potworkiem zjadającym wszystko co znajdzie na swej drodze (swoją drogą może powinnam zmienić jej imię na „odkurzacz”?) i niestety niszczącym co się da. Sprawia strasznie dużo kłopotów… ale i tak ją kocham :)

Mini art journal challenge – week 33 and 30

Mini art journal challenge – week 33

W tym tygodniu temat był dowolny – jedyna zasada – zrobienie karty miało nam zabrać 10 minut :) Zrobiłam więc moją tuż przed wyjściem do pracy i wierzcie – trzymałam się wyznaczonego czasu – żeby sie nie spóźnić :) Chyba myślałam o ogrodzie podczas jej robienia…

10minut.jpg

This week’s prompt was: 10 minutes. So I made my card early morning and I finished it before time :) I think that I thought about my garden and about holidays during creation :)

.

Mini art journal challenge – week 30

.

Tematem tego tygodnia było zliczenie błogosławieństw, dobrych rzeczy jakie spotykają nas codziennie lub spłynęły na nas w życiu. Ten temat bardzo mi się spodobał – to chyba jeden z moich ulubionych z całego challenge’u.

„Bądź zawsze wdzięczny” – za to co Ci się przytrafia, doceniaj wszystkie, nawet najdrobniejsze przyjemności – to credo jest jednym z najważniejszych w moim życiu.

Po lewej stronie wypisałam te największe, a jednocześnie najrzadziej zauważane rzeczy. Po prawej dla odmiany – drobniejsze przyjemności ;) W środku – zdjęcie zrobione na mojej działce, siedzę na nim w tej zabawnej czapeczce pożyczonej od kuzynki i patrzę na mój skalniak :)

count.jpg

count2.jpg

That prompt was: count them! (blessings). This is my favourite prompt in Emily’s challenge! Be always thankful – this motto is one of the most important in my life. On the left I wrote this biggest and most unseen blessings in life – as: I can hear, can see, can feel and home, family, job, friends. On the right side there are small pleasures like my books, animals, flowers, garden and crafts. In the centre there is photo which was taken in my garden – I sit in this funny cap and I look at my rock garden. I had so much fun doing this card!

A mnie jest szkoda lata

Ostatnio postanowiłam zmienić coś w swoim życiu… Zaczęłam od powieszenia półki, którą odnowiłam jakiś czas temu :) Bardzo poprawiło mi to humor.

polka.jpg

Zdałam sobie też sprawę z tego, że lato przeciekło mi przez palce. W moim ogródku kwitną już wrzosy… Minęło już święto Lammas, które wszak oznacza nadejście jesieni. Rzeczywiście, gdy jadę do pracy widzę lśniące czekoladowo kasztany zagubione w trawie. Lato przeciekło mi przez palce… Ze względu na pracę i zawirowania okołodomowe zaniedbałam trochę ogródek i nie wygrzałam się wystarczająco na słońcu. Szkoda mi lata, choć oczywiście uwielbiam jesień. Teraz stoi ona przede mną otworem. Na Rynku Jeżyckim także pojawiły się już donice, koszyki i korytka pełne wrzosów.

wrzos.jpg

Jak widać, odrobina tych fioletów trafiła też do mnie. Pyszni się teraz na półce, przypominając, że niedługo skończą się złociste i błękitne dni.

wrzos2.jpg

O czym marzy dziewczyna…

… gdy dorastać zaczyna?

I co niezbędne jest każdej damie?

Oczywiście – lutownica! :)

lutownica.jpg

Kosztowała krocie, ale przyprawiła mnie o drżenie rąk i suchość w ustach z radości :) Jak Ania z Zielonego Wzgórza „rozpływam się w morzu szczęścia” :) Oczywiście zaraz gdy tylko wróciłam do domu ze sklepu (swoją drogą była to daleka, choć przyjemna wycieczka) musiałam natychmiast wypróbować nowy nabytek.

Mimo obiektywnych braków: noża do cięcia szkła, odpowiedniego topnika, rękawiczek, a także umiejętności i wprawy, udało mi się zrobić dwa koślawce, które strasznie mnie cieszą :)

zawieszki.jpg

Na liście zakupów w tej chwili na pierwsze miejsce wysunęły się nóż do szkła, łamacz i patyna…